Literackie rozkosze

02 czerwca 2020

Kolejna niepowetowana strata. 29 maja odszedł Jerzy Pilch, wybitny pisarz i publicysta, dramaturg oraz autor scenariuszy filmowych. Najpiękniej jak możemy oddać mu cześć, to zaczytywać się w jego twórczości. A jest w czym.
Sięgnijmy do jednego z najwcześniejszych dzieł autora „Inne rozkosze” wydanego
w 1995 roku. To skromny objętościowo i pod względem fabuły utwór. Opowieść rozpoczyna się w chwili, gdy główny bohater, Paweł Kohoutek, siedzi ze swoją liczną rodziną, żoną, dzieckiem, rodzicami, dziadkami i innymi domownikami przy stole i z przerażeniem zauważa przez okno, że jego „aktualna kobieta” idzie przez ogród z walizką pełną książek i plecakiem z resztą rzeczy, by zostać z nim na zawsze. Jeśli szukasz wartkiej akcji, intryg, nie jest to książka dla ciebie. Jeśli zaś liczysz na zmysłowość słowną, pieszczotę stylem, mentalne uniesienie – trafiłeś w dziesiątkę. Autor sprawił, że w jednym momencie śmiejesz się w głos, w drugim natomiast nachodzą cię poważne refleksje. W historii bardzo kochliwego Kohoutka absurd goni absurd, ale także wylewa się gorzka ironia i sarkazm – znak rozpoznawczy Jerzego Pilcha. Są też, tak powszechne w jego twórczości, wątki autobiograficzne.  Rewelacyjnie nakreślone zostały postacie – surowa matka, zbyt ładna i zbyt mądra żona, ale moje serce szczególnie skradł doktor Oyermah oraz babcia Oma. Ciekawym spowolnieniem bardzo powolnej akcji są minihistoryjki: przezabawna o niekonwencjonalnym pogrzebie pradziadka Kohoutka oraz ckliwa o krótkiej miłości Oyermaha i Akiko. Całość czyta się tak dobrze, że ani się spostrzeżesz, że to już koniec.
Jakaż szkoda, że nie będzie nam dane ujrzeć nowych dzieł pisarza. Nie zostało nam zatem nic innego, jak zastosować się do jego słów:
„Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać, książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się zaś po to, by móc znów je czytać”.
Czytajmy więc książki Jerzego Pilcha, zapominajmy, czytajmy znowu … Kamila Sośnicka