„Egzekutor” jest wspomnieniami Stefana Dąmbskiego z okresu jego działalności w podziemiu w roli likwidatora konfidentów i zdrajców. Pierwsze fragmenty książki zostały opublikowane w „Karcie” w 2007 roku. Już wtedy wywołały ogromne emocje i gwałtowne reakcje. Rzeczywiście ten, nazwijmy go, rodzaj pamiętnika, wbija w fotel, wstrząsa i przez długi czas wwierca się głęboko w mózg. Wstrząsają nie tylko egzekucje, ale przede wszystkim młody wiek ich wykonawcy, okrucieństwo czy brak jakichkolwiek zahamowań z jego strony: „Strzelałem do ludzi jak do tarczy na ćwiczeniach, bez żadnych emocji. Lubiłem patrzeć na przerażone twarze przed likwidacją, lubiłem patrzeć na krew tryskającą z rozwalonej głowy”; „Zeskoczyłem lekko z roweru i na paluszkach podszedłem do niego. Przekonawszy się, że rzeczywiście śpi, wyciągnąłem z kieszeni najdłuższy gwóźdź, jaki miałem, i bez namysłu, pomagając sobie kolbą pistoletu, wpakowałem go na całą długość w głowę sierżanta. Sowiecik tylko westchnął lekko i wyprężył się w dziwnych drgawkach, które po chwili ustały. Bez żadnych emocji, bez skrupułów, wsiadłem na rower i ruszyłem w dalszą drogę”. Takich scen w książce jest wiele. Co ciekawe, w literaturze wojennej, to ci „źli” krzywdzili tych „dobrych”. Ci drudzy zaś znosili to zwykle z pokorą. Prawdziwym novum zawartym w tej książce jest to, że ofiary przejmują rolę katów. Co więcej, nie pozostają w tyle w sadyzmie i brutalności. Według Marii Krawczyk, która redagowała „Egzekutora”, autor ze wszech miar chciał być szczery, nie idealizować siebie, a przede wszystkim, opisać jak to było naprawdę. Pierwsze, zacytowane tu fragmenty sugerują, że Dąmbski nie odczuwał żadnych emocji i nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Jednak kolejne strony książki pokazują, że (być może dopiero po latach) naszły go refleksje, bardzo smutne, ale jakże trafne: „Za późno dziś, by prosić kogokolwiek o przebaczenie, tak się ludziom życia nie przywróci. Niech to będzie jeszcze jedno ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń (…). Niech pamiętają, że każda wojna to tragedia, że w niej zawsze giną ludzie młodzi, mający całe życie przed sobą – i to giną niepotrzebnie.” Jednocześnie nie ma w nim zgody, na to, by roztaczać obraz wojennego bohaterstwa, obraz wojny pełen patosu i uniesienia: „Nikt dziś nie chce brać odpowiedzialności za kompletne fiasko naszych działań wojennych, obecni wolą raczej fałszować historię i wybielać wszystko w nieprawdopodobny sposób, niż rzucić światło na prawdziwe zdarzenia i ostrzec przyszłe pokolenia przed popełnieniem podobnej pomyłki”. Bez wątpienia, to czym podzielił się z nami Dąmbski, jest bliższe prawdy, niż górnolotne, patriotyczne wiersze czy opowiadania, jednak nie da się zaprzeczyć, że pomiędzy patetycznym umieraniem za ojczyznę, a mordowaniem z zaciekawieniem, a wręcz fascynacją, jest jeszcze feeria postaw i zachowań. Po lekturze „Egzekutora” zostajemy z niedowierzaniem i niepokojem oraz mnóstwem pytań m.in.: Czy Dąmbski był psychopatą – mordercą, który znalazłszy się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, dostrzegł w zabijaniu sens swojego życia? Czy może stał się kolejną ofiarą wojny? Dlaczego dowódcy AK pozwolili, by likwidatorem stała się tak młoda osoba? Czy można usprawiedliwić jego czyny głęboko zakorzenionym patriotyzmem? Wreszcie, czy można nam, żyjącym w czasie pokoju, wbitym w fotel, ale siedzącym w nim wygodnie i bez obawy, oceniać tego człowieka i jego podobnym?
Autor recenzji: Kamila Sośnicka