Takie połączenie z pewnością intryguje! Czarny kryminał i western w jednym. Mariusz Czubaj proponuje nam Dziki Zachód w Polsce. I to w jakim miejscu?! Stare Kiejkuty, które znane są nie tylko z ośrodka szkolenia przyszłych agentów, ale także zyskały „sławę” za sprawą tajnych więzień CIA dla podejrzanych o terroryzm. Trzeba jednak także zaznaczyć, że jest to malownicza wieś, położona w mazurskich lasach. A zatem widoki – jak z bajki.
Na szczęście, Czubaj nie bawi się w Elizę Orzeszkową. Choć potrafi wzmocnić napięcie czytelnika, lecz jego sposobem na retardację, nie są opisy przyrody. Skądinąd sam wspomniał w jednym z wywiadów: „w opisach przyrody osiągam mistrzostwo, bo brzmi to z grubsza tak: Nad jeziorem przeleciała czapla. Chyba czapla.”
Metodą, która ma zwolnić nieco akcję, jest wątek rodzinny. Dzięki temu, poznajemy historię Marcina Hłasko sprzed dwudziestu sześciu laty. Poznajemy tylko jego historię, gdyż z ową postacią literacką zdążyliśmy już zaznajomić się przy okazji poprzedniego dzieła pana Mariusza, zatytułowanego „Martwe popołudnie”. W „R.I.P.” dowiadujemy się, że przed laty zaginął jego ojciec. W związku z tym zastosowana została introspekcja i przedstawiono myśli protagonisty. Taki zabieg pozwala nam również zrozumieć motywy jego działania oraz wybory, których dokonuje.
A jakie są działania Marcina Hłasko? Ze względu na powiązanie z tajemniczym zniknięciem ojca, bohater przyjmuje zlecenie odnalezienia Magdaleny Wolskiej. Obie sprawy łączy osoba Henryka Koeniga, mieszkającego we wspomnianej już miejscowości. Kiedy nasz samotny jeździec przybywa na Mazury, rozpoczyna się prawdziwa jatka – strzelaniny, bójki, pościgi, a trup ściele się gęsto – jednym słowem klasyczny western.
Powieść cechuje się lekkością pióra i sprawnością narracyjną. Ogromnym, naprawdę ogromnym atutem jest specyficzny humor głównego bohatera. To kostyczne poczucie humoru nie opuszcza go nigdy.
Książka „R.I.P.” jest przemyślana w najmniejszym szczególe. Dla pewnej części czytelników będzie to świetnie napisany kryminał z wartkimi zwrotami akcji, sprawiającymi, że nie da się przewidzieć zakończenia. Inni, prócz powyższego, znajdą coś jeszcze: aluzje i odwołania m.in. do kryminału „Dajcie mi głowę Alfredo Garcii”, westernu „15.10 do Yumy”, a także twórczości Sergia Leone oraz komiksu „Kaznodzieja”. Zauważą także mnóstwo odniesień do celebrytów, osób ze sceny politycznej, czy literackiej, jak np. policjant Sewerski czy ochroniarz Twardoch.
A zatem wszyscy wielbiciele twórczości pana Mariusza łączmy się! Czuj, czuj, Czubaj!
Autor recenzji: Kamila Sośnicka