Nie będę kryć, że pierwszym i najważniejszym czynnikiem motywującym do sięgnięcia po książkę, było nazwisko autora. Jako domorosły „psycholog” zwróciłam również uwagę na tytuł publikacji, skądinąd mi znany i opisujący interesujące zagadnienie, z dziedziny psychologii właśnie.W dobie pisania książek przez różnego rodzaju celebrytów, patocelebrytów, influencerów, gwiazdek, pseudo gwiazdeczek czy speców od wszystkiego i niczego, miałam ogromne obawy, że książka bardzo mnie rozczaruje. Na szczęście Organek udowodnił, że do żadnych z powyżej wymienionych grup nie należy i ma nam coś do powiedzenia. Coś ważnego, mądrego i wartościowego. Jednocześnie wykazał się ogromną erudycją i oczytaniem.
„Teoria opanowania trwogi” zachwyca przede wszystkim wysokim poziomem językowym, znamiennymi wnioskami i odniesieniami. Wplecione w fabułę przemyślenia mogą wywołać w czytelniku chandrę i zadumę. Nie jest to z pewnością literatura łatwa i ku uciesze ludu stworzona.
Choć wyżej napisałam o wkomponowanych w fabułę rozważaniach, poprawniej byłoby: wpleciona w przemyślenia fabuła. Bo to nie ona jest tu najważniejsza. Fabuła jest właściwie tylko pretekstem do owych konstatacji egzystencjalno-filozoficznych.
Książka ta raczej nie przypadnie do gustu fanom Greya (nie mylić z Dorianem Grayem), poradników perfekcyjnej lub ch…wej pani domu (obie na rynku wydawniczym istnieją) lub typu „jedz, spuchnij i ciesz się sobą”. Polecam ją natomiast wszystkim tym, których dopada czasem strach i pustka, poczucie beznadziei. Jak wspomniałam, humoru nie poprawi, ale uświadomi, że nie jesteście w tym sami…
Kamila Sośnicka