Zachęcamy do przeczytania wywiadu przeprowadzonego przez bibliotekarza- Kamilę Sośnicką.
– Niektórzy pisarze przyznają się, że w dzieciństwie niechętnie czytali, zwłaszcza szkolne lektury. A jak to było w Pani przypadku? Czy kiedy tylko zdobyła Pani umiejętność czytania, zakochała się Pani w książkach, czy niekoniecznie? I jeszcze – czy jest jakaś lektura szkolna, której Pani nie przeczytała?
– Z dzieciństwa pamiętam taki fakt. Było to zimą. Mój starszy brat bardzo chciał wyjść do kolegów na dwór. Któryś z Rodziców postawił mu warunek – jeśli przeczyta jedną czytankę z „Elementarza”, to będzie mógł wyjść. Brat przeczytał… cały „Elementarz”… To mi tak zaimponowało i ja chciałam jak najszybciej pójść do szkoły. Zbuntowałam się i poszłam w wieku sześciu lat, a wtedy dzieci szły tylko w wieku siedmiu lat. I żeby tego było mało, przekonałam jeszcze mego kolegę i oboje poszliśmy do szkoły. Ale wówczas zdradzałam bardziej zdolności… matematyczne. Tak, tak i uwielbiałam grać w karty. Ksiązki zaczarowały mnie o wiele później. Czy nie przeczytałam jakiejś lektury szkolnej? Przyznam ze wstydem, że tak, ale nie zdradzę której. Jednak swoje obie córki przekonywałam do czytania każdej lektury i sprawdzam, czy nie bazują tylko na streszczeniu z Internetu. Dzisiaj już wiem, że nawet najbardziej nudna lektura jak nam się wydaje, ma jakieś wartości, które często odkrywamy dopiero po latach. Sprawdziłam. Oczywiście nie znaczy to, że nie trzeba mieć krytycznego spojrzenia na to, co się czyta
– Jakie książki w dzieciństwie, potem w okresie adolescencji, a jakie dziś Pani najchętniej czyta?
– Pamiętam, że jedną z pierwszych poważniejszych lektur w dzieciństwie były „Klechdy domowe”, potem była fascynacja Andersenem, literaturą młodzieżową… nadal lubię poezję i za każdym razem zadziwiają mnie wiersze księdza Jana Twardowskiego. Może nie przemawia do mnie literatura fantasy. Staram się być na bieżąco z pisarzami współczesnymi, którzy tworzą dla dzieci. Z tej półki uwielbiam Renatę Piątkowską, Wojciecha Widłaka, Agnieszkę Frączek, Rafała Witka, Grzegorza Kasdepke… i wielu, wielu innych. A na deser przeczytałam ostatnio książkę „Cerowanie świata” siostry Małgorzaty Chmielewskiej. Po takiej lekturze od razu jest lepiej.
– Czy dzieci wspierają Panią w pisaniu? Może są dla Pani na swój sposób natchnieniem i podsuwają pomysły?
– To, że moje pisanie koncentruje się na dzieciach, oczywiście zawdzięczam moim córkom. Pisałam bardzo różne rzeczy – pamiętniki, opowiadania, reportaże, romansidła, nawet wiersze, niestety nieudolnie. I nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę pisać dla dzieci. Kiedy na świecie pojawiła się moja córeczka, jakoś tak wyszło samo. Pokazałam swoje różne teksty wydawcy, a on stwierdził, że bajeczki są najlepsze i myśli, że spodobają się dzieciom. I tak poszło. One były dla mnie wielką inspiracją – ich zabawy, pomysły, koleżanki. To wszystko chłonęłam, a potem pisałam nocą, kiedy cały dom już spał. Po wydaniu pierwszej książeczki „Za siódmą chmurką” poczułam się spełniona, a wtedy Agatka, moja starsza córeczka, pewnego dnia powiedziała: „Mamusiu, ja mam już swoją książeczkę. Kiedy Marianka będzie duża, pomyśli, że mnie bardziej kochałaś”. Cóż było robić, napisałam kolejną książeczkę dedykowaną młodszej córce, Mariance, a potem już nie mogłam przestać.
– Czym dla Pani jest szczęście? Jak je Pani definiuje? No i czy jest Pani szczęśliwa?
– Szczęście? To codziennie coś innego. Ostatnio czułam się szczęśliwa, kiedy moja córka napisała dobrze pierwsze w swoim życiu kolokwium, a druga wzrusza się na filmach. Miałam pomysł na zajęcia, dzieciaki dobrze napisały sprawdzian, widziałam się z mamą… to jest szczęście. Rodzina, to przede wszystkim. I spełnianie marzeń, nawet tych najmniejszych. Oooo, i w podróżach czuję się szczęśliwa, i kiedy słucham poezji śpiewanej, jeżdżę na rowerze, na grzybobraniu, ćwicząc jogę, na spotkaniach ze znajomymi… jestem szczęśliwa i jeszcze wtedy, kiedy mój mały sąsiad Leoś wierzy, że jestem jego prawdziwą ciocią (i za żadne skarby świata nie zdradzajcie mu, że jestem tylko jego „przyszywaną” ciocią).
– Na bezludną wyspę zabrałabym …
– Dobrych ludzi, bo wtedy na pewno wszystko się uda i nie będzie nudno.
– Posiada Pani wehikuł czasu. Może Pani wybrać się gdzie tylko zechce. Jakie to byłyby czasy i dlaczego?
– Znając historię, te wszystkie okropieństwa, jakie miały miejsce, trudno znaleźć epokę piękną i zarazem bezpieczną. Myślę, że mogłabym się przenieść do starożytnych Aten, mniej więcej do V – IV wieku przed naszą erą. Tu narodziła się demokracja, filozofia i teatr, czyli te dobrodziejstwa, które cenimy i dzisiaj. Ludzie czuli się w miarę równi, szczęśliwi, mogli cieszyć się przestawieniami teatralnymi, mogli słuchać filozofów, ich wyjaśnień, jak powstał świat i podziwiać wspaniałą architekturę i dzieła sztuki rzeźbiarskiej i ceramiki. To jedno miejsce, do którego zabrałby mnie wehikuł czasu. A drugie, to… dzieciństwo.
– Gdyby mogła Pani zaprzyjaźnić się z którąś z postaci z książki, którą miała Pani okazję przeczytać, kto to by był i dlaczego?
– Wielu bohaterów i z każdego chciałabym mieć odrobinę, takie najwspanialsze cech charakteru. Ktokolwiek by to był, to i tak zaczyna się kończy na tym, by być po prostu dobrym człowiekiem dla innych nie zapominając o sobie.
– A z którym ze współczesnych pisarzy chciałaby się Pani wybrać na kawę?
– Pewnie z wieloma, choć nie wiem, czy trema nie odebrałaby mi mowę. Jest jeden taki, którym jestem zafascynowana, to Janusz Leon Wiśniewski, zwłaszcza jego felietony. Potrafi w jedno zdanie wpleść tyle wiedzy naukowej i w tak przystępny sposób, że się tego nie czuje. Jest fizykiem, ekonomistą, informatykiem i chemikiem z wykształcenia. Naukowcem!!!, a pisze tak, jakby zajmował się tylko pisaniem. Niesamowici są ludzie – ogrom wiedzy, bezmiar talentu i pracowitości. Podziwiam!
– Jak wygląda Pani zwykły dzień. Czym zajmuje się Pani na co dzień?
– Zwykły dzień jest zwyczajny – jest praca zawodowa, czyli w szkole, do której nawet po tylu latach muszę się przygotować i która mnie zaskakuje, to znaczy dzieciaki ciągle mnie zaskakują. Dzięki nim nie mam uczucia upływającego czasu, ciągle mam wrażenie, że jestem tą panią, którą na korytarzu mylono z uczennicą. Kiedy to było…? Są też obowiązki „domowe” i uwierzcie, że mycie okien nie jest takie złe. Staram się też mieć czas na pasje. Przede wszystkim radio. Już dwunasty rok spotykam się z dziećmi na antenie Radia 5 w audycji „Bajki z Aniołem”, którą wymyśliłam i ciągle mnie to nakręca. Lubię, kiedy koła mego roweru się kręcą i już planuje kolejną letnią podróż rowerem oczywiście i pod namiotem. I w zwykły dzień piszę, czasami jest to o czwartej rano. Zwykłe dni są niezwykłe.
– Jaką złotą myśli uważa Pani za wartą przekazania swoim młodym czytelnikom?
– Spełniajcie swoje marzenia, bo tylko tak możecie siebie uczynić szczęśliwymi. I jeszcze jedno: w szaleństwie jest siła!, jakkolwiek to zinterpretujecie.
Dziękuję bardzo, że zechciała Pani odpowiedzieć na kilka moich pytań.