„Niewiele rzeczy ma na człowieka tak wielki wpływ jak pierwsza książka, która od razu trafi do jego serca” – moim zdaniem nie tylko pierwsza, ale i każda następna. „Cień wiatru” był dla mnie jedną z takich książek.
19 czerwca świat obiegła smutna wiadomość o śmierci Carlosa Ruiza Zafóna, autora poczytnego cyklu „Cmentarz Zapomnianych Książek”. „Cień wiatru” – pierwsza część została przetłumaczona na 30 języków i opublikowana w 45 krajach. Sprzedano ją w 15 milionach egzemplarzy. Pamiętam, że seria ta wzbudziła mój ogromny zachwyt. „Cień wiatru”, jak i potem kolejne części, przeczytałam niemal jednym tchem. Któż z nas nie chciałby trafić do tak niezwykłej biblioteki, w jakiej miał okazję znaleźć się Daniel Sempere, główny bohater cyklu? I jakże równie trudny wybór stanąłby przed nami, aby móc wziąć z „przeogromnej biblioteki o niepojętej geometrii” tylko jedną, jedyną książkę?
Pisarz stworzył gotycką opowieść, której akcja w pewnym sensie rozgrywa się na pograniczu jawy i snu. Pełno tu mrocznych tajemnic i magii. Poznajemy deszczową i mglistą Barcelonę sprzed lat. Wszystko to sprawia, że całe dzieło ma niesamowity klimat.
Pierwszą z cyklu jest wspomniany „Cień wiatru”, następne to: „Gra anioła” oraz „Więzień nieba”. Tetralogię zamyka niemal 900-stronicowy „Labirynt duchów”. Warto wspomnieć o cyklu dla młodzieży „Trylogia mgły”, który może spodobać się także dorosłym czytelnikom.
Kończę ponownie cytatem zmarłego autora: „Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta”. Pamiętajmy więc o autorze i nie pozwólmy, by jego twórczość trafiła na cmentarz zapomnianych książek…
Kamila Sośnicka